Wyprawa VIII (27.11.2014)

12Zdecydowaliśmy się zdobywać góry od położonej najdalej względem naszego miejsca zamieszkania wsi Izby, położonej nieopodal Krynicy Zdroju, co oznaczało start w Beskidzie Niskim z najwyższą w jego paśmie Lackową (997 m n.p.m.). Prognozy pogody nie przewidywały żadnych opadów czy wichur, liczyliśmy zatem na powodzenie wyjazdu i zebranie ciekawego materiału fotograficznego.  Wyruszyliśmy z samego rana, by jak najwcześniej zacząć zdobywanie góry. Nie mieliśmy już tyle czasu ile, na przykład, podczas czerwcowego wyjazdu w Sudety. Dzień był już teraz wiele godzin krótszy i zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że na szczycie drugiej góry musimy stanąć najpóźniej po godzinie 15:30, jeśli chcemy skończyć przed zmrokiem.

25. Lackowa – 997 m n.p.m. (Beskid Niski)

26. Radziejowa – 1262 m n.p.m. (Beskid Sądecki)

Lackowa

Na Lackową dojazd okazał się dosyć ekstremalny jak na podróż samochodem osobowym. Końcowe parę kilometrów to droga przez dziki las po wertepiastych betonowych płytach. Nie dosyć, że było wąsko i ślisko, to musieliśmy sporo się nagimnastykować podczas mijanki z ciężarówkami, by uniknąć uszkodzenia zawieszenia. Niestety do wsi Izby, z której startowaliśmy na szczyt to był jedyny sensowny dojazd. Gdy dotarliśmy na miejsce okazało się, że jesteśmy na jakimś kompletnym odludziu. Nie dosyć, że są tam trzy domy na krzyż to jeszcze poza ujadającymi Burkami nie było widać żywej duszy.

1

Mimo kiepskiej widoczności zauważyliśmy, że jesteśmy u wylotu drogi, która prowadzi na Przełęcz Beskid do granicy państwowej, gdzie zaczyna się zielony szlak wiodący na szczyt. Bez zbędnej zwłoki ruszyliśmy w górę po zmarzniętym błocie. Bardzo szybko osiągnęliśmy przełęcz, a las stawał się od tego momentu coraz bardziej gęsty. Widać było, że nie jest to najpopularniejszy wśród turystów szlak w tym okresie. Miejscami trzeba było się dobrze przyglądać, by dostrzec którędy biegnie ścieżka.

6

Droga przebiegała łagodnie grzbietem w kierunku wschodnim, a z wysokością zwiększał się wiatr i poczucie zimna, dlatego też nie zwalnialiśmy tempa. W pewnym momencie zaskoczyło nas bardzo strome podejście urozmaicone skałą, trzeba było naprawdę uważać, bo chwila nieuwagi mogła zakończyć się bolesnym zjazdem na sam dół z kilkudziesięciu metrów. Dalszy odcinek w drodze do szczytu to istna dżungla z powywracanymi pniami, konarami, wiszącymi gałęziami i chaszczami, przez które trzeba było się przedzierać.

9

Wszystko to było pięknie oszronione i oblepione przywianym tu śniegiem. Sceneria zatem nieco baśniowa. Okazało się, że do szczytu Lackowej idzie się dłużej niż mogłoby się wydawać. Mimo to szczyt osiągnęliśmy w rozsądnym czasie, bo po około godzinie wędrówki. Szczyt, jak i cała droga w jego kierunku znajdują się w gęstym lesie, więc wielbiciele panoram będą zawiedzeni.


Radziejowa

3

Teraz po szybkim i sprawnym zejściu ze szczytu trzeba było przedostać się do Piwnicznej Zdrój na przełęcz Gromadzką (Obidzę) skąd mieliśmy wyruszyć na szczyt Radziejowej (1262 m n.p.m.). Gdy dotarliśmy do parkingu nieopodal schroniska pogoda zdawała się być nieco lepsza, ale przez wyższe partie gór dalej przetaczały się ołowiane chmury. Krótko po starcie dotarliśmy na szeroką polanę w pięknej zimowej scenerii. Myślę, że przy mniej zachmurzonym niebie roztacza się stąd ciekawa i rozległa panorama.

5

Nie ma co jednak narzekać na aurę, bo widoczność i tak była dobra, wiał słaby wiatr i nie było jakoś szczególnie zimno. Dominował tu zdecydowanie iglasty drzewostan, spomiędzy którego wraz wysokością było widać coraz więcej. To co mogliśmy zobaczyć ze szlaku to przede wszystkim piękne pasmo Pienin. Tu też zatrzymaliśmy się, by zrobić zdjęcia, gdyż wyżej zalegały już chmury. Liczyliśmy, że gdy dotrzemy na szczyt i wejdziemy na wieżę widokową, to może znajdziemy się ponad granicą zachmurzenia i zrobimy jakieś ciekawe zdjęcia.

9 (2)

Na szczyt dotarliśmy około półtorej godziny od startu. Niestety na tej wysokości również przetaczały się gęste chmury i nie dał im rady nawet mocno już teraz wiejący wiatr. Z wieży (identycznej jak na Mogielicy w Beskidzie Wyspowym) nic nie zobaczyliśmy, choć spoglądając w górę wydawało się, że gdyby była wyższa o jakieś 50 metrów znaleźlibyśmy się nad pierzyną chmur 🙂 Ale być może to tylko zaburzona perspektywa. Na szczycie spędziliśmy krótką chwilę, ponieważ było już późno i powoli zapadał zmrok. Po niecałej godzinie powrotnej wędrówki dotarliśmy do samochodu. W ciągu kilkunastu minut zrobiło się ciemno. Zapewne latem udalibyśmy się jeszcze w Pieniny, ale musieliśmy zaplanować to już na inny dzień. Zaletą takiego rozwiązania był fakt, że mogliśmy poza zdobywaniem Wysokiej pomyśleć nad jakimi dodatkowymi atrakcjami, ale o tym dalej.

Bartek

Dodaj komentarz