Wyprawa I (15.02.2014)

20140215_114502 (2)Długo odczuwane napięcie minęło z chwilą gdy wsiadłem do samochodu. Wiedziałem, że od tego momentu zaczęła się nasza wspólna wyprawa w góry, na którą czekaliśmy z utęsknieniem. Jedynie kierunek naszych działań się trochę zmienił, ale tylko i wyłącznie ze względu na przewidywaną świetną pogodę. No bo jak na warunki zimowe, jaka by nie była zima tego roku – okolice zera stopni Celsjusza, bez opadów i z rewelacyjną przejrzystością powietrza, to przysłowiowy strzał w dziesiątkę na zimowe zdobycie Babiej Góry.

1. Babia Góra – 1725 m n.p.m. (Beskid Żywiecki)

Na dalszy plan zeszła sprawa, którym szlakiem mieliśmy pójść – i tak było pod górkę. Będąc już prawie na miejscu, w Zawoi naszym oczom ukazał się cały masyw Babiej Góry. Wchodziłem na niejedną wyższą skałę, ale kłęby śniegu zamiatanego przez wiatr na szczycie zrobił na mnie wrażenie i dał do myślenia. To myślenie zintensyfikowałem po dotarciu na parking, miejsca, z którego rozpoczynaliśmy marsz. W głowie miałem tylko jedno pytanie: Czy aby na pewno są to dobre warunki do marszu po wyeksponowanym na wiatr masywie? Otóż nie było tam nikogo, tylko my i szalejący wiatr. Przygotowując się do wyjazdu sprawdzaliśmy prognozy pogody dla regionu naszych działań, ale żadne nie oddawały tego co zastaliśmy na miejscu. Zamykając oczy można byłoby pomyśleć, że jest się nad morzem podczas sztormu, tak bardzo wiało i szumiało między drzewami.

DSCN0001

Po ustaleniu faktów, wyruszyliśmy w stronę schroniska na Markowych Szczawinach szlakiem zielonym. Trasa ta prowadziła terenem zalesionym, więc nie napotykaliśmy na większe przeszkody. Tylko świst i szum. Nadmienię, że w warunkach kopnego śniegu, bardzo nam się przydały kije trekkingowe, które zdecydowanie pomagały w marszrucie odciążając nogi. Po drodze mieliśmy okazję do zrobienia kliku niezłych zdjęć. Były także momenty przypominające o warunkach jakie na nas czekają wyżej. Podczas zaplanowanego postoju w schronisku przedyskutowaliśmy warianty naszej drogi na wszelką ewentualność.

P1050986

Po odpoczynku ruszyliśmy w stronę Przełęczy Brona szlakiem czerwonym. Już za pierwszymi zakosami od schroniska natura przedstawiła nam prolog tego, co jest wyżej. Otóż w naoczny sposób mogłem przekonać się co oznacza określenie „oblodzony szlak”. Pod trzydziestocentymetrową warstwą śniegu znajdowała się zdradliwa warstwa lodu, utrudniająca marsz. Bez przesady mogę stwierdzić, że podobne warunki panowały na połowie drogi na szczyt. No i ten uporczywy, bardzo zimny i przenikliwy wiatr. Ktoś, kto stałby u podnóża góry z ciepłym kubkiem kakao, nie wpadłby na to, że tam wysoko szaleje wiatr, który targa dwoma dryblasami jak chorągiewką. Nawet kije trekkingowe stawiały opór swoją powierzchnią wpadając w drgania podczas odpoczynków. Od Przełęczy Brona droga wiodła niemalże w linii prostej na szczyt Królowej Beskidów; w każdym bądź razie, cały czas był na widoku w trakcie „wspinaczki”.

P1030129

Idąc granią nad dużym spadem, można było zaobserwować niesamowite widoki rozpościerające się na północ w stronę Krakowa oraz na południe w stronę Tatr. Widząc ośnieżony szczyt Giewontu, pomyślałem sobie, o październikowej wizycie pod jego krzyżem i panoramie  jaką miałem na miejsce, w którym właśnie stoję. Ostatnie kilkaset metrów do szczytu wiedzie wypłaszczeniem, które w połączeniu z widokami daje niesamowite poczucie przestrzeni i hipisowskiej wolności.

P1030116

Na samym szczycie byliśmy krótko, ze względu na porywisty i arktycznie zimny wiatr. Trasa powrotna wiodła tym samym szlakiem, z którym wcześniej się zmagaliśmy, tyle, że w innym kierunku. Jak to często bywa, powroty zabierają mniej czasu niż droga do celu. My pomagaliśmy sobie zjazdami iście alpejskimi na czterech literach. Był to bezpieczniejszy wariant, ponieważ niepoprzedzony wcześniejszym upadkiem na zad. Przy okazji dostarczyliśmy sobie trochę dziecięcej zabawy. Powrót do samochodu poprzedzony był drugą wizytą w schronisku celem ochłonięcia i regeneracji. Mogliśmy też z czystym sumieniem i pełną satysfakcją przypieczętować naszą zdobycz w książeczce Klubu Zdobywców Korony Gór Polski. Królowa Beskidów – Babia Góra zdobyta! Co by nie powiedzieć, zdobyta zimą. Powrót do domu minął nam w dobrych nastrojach z poczuciem dobrze wykonanego zadania.

P1030126

P.S.

I znowu nie widziałem niedźwiedzia w górach…     …pewnie zapadł w zimowy sen…

Rafał

 

Dodaj komentarz